8/25/2013

Najbardziej intensywny weekend w moim życiu. Najlepsze jest to, że ludzie stamtąd są zdecydowanie bardziej pozytywni i nie zniszczeni przez całą "hierarchię" i lansiarstwo, które każdy z pięknego Lbn ma wpojone pod skórę. Jestem tam i czuję, że żyję. Codzienne balety, których nie mam dość, moje dwie mordeczki najlepsze, z którymi mogę spać pięćdziesiąt nocy i się nie nudzę. I ludzie, których poznaję nie patrzą na mnie z wyższością i jakąś pieprzoną pogardą. Co się działo to się działo, zostawiamy to tam w końcu wakacje, yolo srolo i takie tam. Chyba największy luz, szkoda że tak krótki. Pozdrawiam moją przepełnioną myślami głowę i równocześnie tak bardzo pustą. Powrót do szarej rzeczywistości. Bite trzy dni siedzenia o suchym pysku i nikotynie. Jebać lublin, jebać spiny, trzeba wrzucic na taki luz, żeby pełzać między tymi akcjami. Kurwa fajnie było, trochę tęsknię i nie chcę tu być.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz