8/25/2013

Najbardziej intensywny weekend w moim życiu. Najlepsze jest to, że ludzie stamtąd są zdecydowanie bardziej pozytywni i nie zniszczeni przez całą "hierarchię" i lansiarstwo, które każdy z pięknego Lbn ma wpojone pod skórę. Jestem tam i czuję, że żyję. Codzienne balety, których nie mam dość, moje dwie mordeczki najlepsze, z którymi mogę spać pięćdziesiąt nocy i się nie nudzę. I ludzie, których poznaję nie patrzą na mnie z wyższością i jakąś pieprzoną pogardą. Co się działo to się działo, zostawiamy to tam w końcu wakacje, yolo srolo i takie tam. Chyba największy luz, szkoda że tak krótki. Pozdrawiam moją przepełnioną myślami głowę i równocześnie tak bardzo pustą. Powrót do szarej rzeczywistości. Bite trzy dni siedzenia o suchym pysku i nikotynie. Jebać lublin, jebać spiny, trzeba wrzucic na taki luz, żeby pełzać między tymi akcjami. Kurwa fajnie było, trochę tęsknię i nie chcę tu być.


8/04/2013

Coś zamieniło światło w ciemność. To tak ogółem. Znowu kończę słuchając dennych i trochę mniej piosenek i mam okropną depresję. Co takiego jest nie tak jak podobno jest, gdy mnie nie ma. Chcę się zmienić, chcę zmienić otoczenie. Robi mi się niedobrze jak to wszystko słyszę, nie mam nic do powiedzenia, nie mam nic do zaoferowania. Brakuje mi czegoś okropnie w tym wszystkim, jak zawsze. Znów mam ochotę uciec daleko i nie wracać, odepchnąć się mocno od ściany, pod którą teraz stoję. Nic nie mówię, jak zawsze, nic nie mówię i wszystko buzuje. Ale i tak się staram. To na co mam ochotę to wyłączyć telefon, nie dotykać komputera i kurwa zacząć żyć swoim życiem, a nie martwić się co będzie, jak mnie nie będzie. Co takiego się stało. Pierdole takie życie, taką smętną egzystencję. Brakuje mi Wikci, bo ona zawsze wie co chcę powiedzieć. Brakuje mi Martyny, bo ona jest taka szczera. Robi mi się niedobrze od tych wiecznych wykrętów, które na końcu zawsze kończą się moją porażką. Czuję się strasznie zrzucona na dalszy plan, jak jakaś wybrakowana zabawka. To niedorzeczne, te wszystkie zachowania, całe te podchody. Wyprowadziłabym się. Wyniosłabym się gdzieś w chuj, gdzie zrobiłabym coś zaskakującego, w końcu. Kurwa mać. Chce mi się rzygać jak patrze w lustro, chce mi się rzygać jak myślę o wstaniu z łóżka. Nie mogę znaleźć siebie, kurwa nadal nie potrafię. Jak to zrobić, żeby się odnaleźć?
mam ochotę na melo z tobą mordko ty moja

7/10/2013

Jak dobrze mi się tak od wszystkiego odciąć. Zupełnie nie myśleć o tym co się teraz dzieje tam, daleko za mną. Odpoczynek od tych twarzy, od wszystkich dramatów, które z mojej teraźniejszej perspektywy są tak denne. Jak dobrze opierdalać się cały dzień. Spać do oporu, jeździć na bajgle do miasta, znajdywać nowe ciuchy w przepastnej szafie siostry i hang outować wieczorem z braćmi. Wcale nie myślę, nie zastanawiam się. Odpoczywam. I ja, i moja wątroba. Nie wiem co przyniosą późniejsze dni wakacji, ale chyba nawet się specjalnie nad tym nie zastanawiam, nie chcę. Mam ochotę po prostu cieszyć się taką prostotą (bogatą prostotą) i relaksować dwa cztery na siedem. Potem znowu spakuję swoją walizkę i wrócę na stare śmieci, ale jak to zwykle bywa, nie mam najmniejszej ochoty na to. Ogarnia mnie takie ogóle rozpierdolenie od środka, a jednocześnie wiem, że jak ich wszystkich zobaczę to pojmę jak bardzo się za nimi stęskniłam. Werido. A teraz film, chat z P i jutro szykujemy się na rozpierdol robiąc ciasto marchewkowe z Augustynem. Przez chwile jestem znowu małą Olgą, która spędza swoje małe wakacje w wielkim świecie. Miss that.


jestem jebaną mistrzynią pingla frajerzy

7/02/2013

2.07.2013

Dlaczego ludzie są tacy okropni? Kilka słów, które rozbrzmiewają ci w głowie. Niby nic nie znaczą prawda? Na dłuższą metę w zasadzie masz je w dupie, chuj cie obchodzą, nie mają dla ciebie większego znaczenia niż zeszłoroczny śnieg. Ale kiedy siądziesz i o nich pomyślisz, kiedy przyjdzie ci do głowy wszystko co one przekreśliły to czujesz się jak najzwyklejszy śmieć. Można tak robić? Czy to w ogóle legalne? Takie kasowanie wszystkiego kilkoma wyrazami. Uodporniłam się, wiem to. Wiem, że więcej o tym nie powiem, że pójdę dalej, bo tak jak pisało wcześniej - w zasadzie mam wyjebane. Tylko ja nie lubię się tak czuć, nienawidzę tej fałszywości. Ludzie to suki. Moje życie teraz pędzi jak wyścigówka. Jedno się pojawia i zaraz znika, nawet nie zostawia luki. Chcę się wyrwać z tego miasta. Od tej toksycznej atmosfery, od tego wiecznego narzekania i starania się, żeby każdemu było lepiej. To mnie niszczy, mocno. Nie potrafię tego zdefiniować, bo przecież wszystko jest na swoim miejscu, ale denerwuję się. Denerwuję się, bo jestem ograniczona, bo podświadomie prowadzimy chorą rywalizację i życie na remis, do którego żadna z stron i tak się nie przyzna, a jedynie wie, że jest. Denerwuję się też, bo ciągle coś jest na nie, ciągle muszę zmieniać front, bo nie chcę kolejnej wywrotki. Nienawidzę hipokryzji, a coraz częściej mam z nią do czynienia. Nie mam z tego żadnej satysfakcji, a jedynie to okropne uczucie, że zaraz wybuchnę z jej nadmiaru. Zadaję sobie pytanie czy te lata były kłamstwem. Czy jedna kłótnia może przekreślić wszystko, tak samo jak te kilka słów. Boję się, łapię się na tym, że czegoś mi brakuje, wybierając numer telefonu, oglądając zdjęcia zadaję sobie pytanie, czy naprawdę tak łatwo jest kogoś stracić? Kogoś z kim dzieliłaś życie, kogoś komu ocierałaś łzy i z kim przegadałaś całą noc. Rozpadam się, bo to wszystko na raz to zbyt dużo. Kurwa znowu. Wiem, że jestem silna i że nic mnie nie złamie w tym co postanowię, ale nie wiem ile jestem w stanie utrzymać. Czekam na piątek, wynoszę się stąd i z nikim nie rozmawiam, mam was dosyć, tego miasta tych twarzy. Chcę, żeby w te wakacje chuj mnie obchodzili. Chcę pójść na domówkę i jej nie pamiętać, chcę wyjść.

6/25/2013

Przychodzi taka chwila, że nie mogę ustać w miejscu. Łzy wściekłości cisną mi się do oczu, ale nogi mają ochotę przestać iść i zgiąć się pod ciężarem ciała. Ale znów nie można nic powiedzieć. Znów zaciskasz zęby, potrząsasz głową i spokojnie oddychasz starając się nie myśleć, starając się nie czuć jak ostatni śmieć, starając się nie pogrążać w tym okropnym stanie odrętwienia. Jedyny obraz, który świdruje ci myśli to pięść wymierzona prosto w twarz, kogokolwiek, to nie jest ważne. Jedyne na co masz ochotę to wtulić głowę w poduszkę i czekać aż twoje policzki zamienią się w ściany wodospadu. Ale nie możesz. Bo jesteś silna, bo jesteś opanowana, bo wiesz, że nie wszystko ci się należy, że właściwie nie należy ci się nic, bo tak bardzo nie chcesz wykazać się minimalnym egoizmem. Te małe rzeczy, te krótkie chwile, które wykańczają. Stajesz się chodzącym wrakiem, który blokuje przed wszystkimi wszelakie uczucia i nie potrafi się z tego wyplątać. Nie masz chwili odpoczynku. Chcesz to komuś powiedzieć, ale wiesz, że zabraknie ci słów. Wiesz, że nie chcesz tego powiedzieć, nie chcesz tylko gadać. Odwieczne nieprawidłowości, które zamykają bramy twojego dobrego samopoczucia. Jedyne czego potrzebujesz to cisza, albo zgiełk, ale ty musisz być cicho, wtedy cały świat zamilknie, chcesz być anonimowa, chcesz odejść. Przestać myśleć. O konsekwencjach, o barierach, o ludziach. Po prostu być w najprostszym tego słowa znaczeniu. Zapomnieć się. Dlaczego to takie trudne? Dlaczego tak nierealne, tak niewykonalne?